których się palę, nie mogę zaczynać. Nie lada przeszkoda. Słuchajcie dzikusy! Z ust miarodajnych, z moich ust zbawczych dowiedzcie się ludy, że macierzysty i łebski[1]
Wiceminister komunikacji królestwa Sjamu, który jest nagi, albowiem majtasy jedne jedyne, jakie przywiózł z sobą, wciąż jeszcze suszy na zmoczonej pale, po znanej wyprawie pływackiej przez Taj o, na krześle staje i megafonem improwizowanym z obojga dłoni beki baranie śle ku mównicy:
— Jakto? Proszę bardzo! To są alarmy, paniczne pogłoski! W żadnym rozkładzie do jazdy przyziemnej czy napowietrznej, ja przerwy ruchu tego rodzaju nie wyczytałem. A konduktory międzynarodowe znam wszystkie na pamięć. Żądam sprostowania!
Pana Dawida duże okulary, które zapotniały, na czoło wjeżdżają. Miljarder się chwieje, szuka równowagi. Głosem żałosnym, szeptem spieczonym oznajmia bractwu:
— Bardzo mi przykro, lecz faktu nie zmienię i cofnąć nie mogę. Można zawsze stwierdzić. Jak rzekłem, tak będzie: świat stanął i stoi. Od lat szeregu zaciął się w biegu i z miejsca nie rusza...
- ↑ Ogromny.