Przyboczna gwardja pana Cymbaleza, dziarska kompanja, (carabinieri w stosowanych czakach), przestała ziewać i piosenkę nuci:
„Kto kochania nie zna,
u Boga szczęśliwy.
Nockę ma spokojną,
a dzień niesmutliwy“.
Z sztucznego Orgaza już ani śladu. Łachmaniarskie zwłoki Havemeyera zostały starte, zdeptane, pożarte.
Yetmeyerowi podano krzesełko, na które wstąpił. Podchodzi ku niemu nowy Orgaz, żywy. Onczidaradhe ustawia spólników, poczem na znak dany przez Cymbaleza, każdy z przyjaciół na licu drugiego ceremonialny, a urzędowo zaprotokułowany, składa pocałunek:
Warg sprzymierzonych lepkie mlaśnięcie na salę bryznęło smakiem i radością.
Pakt został zawarty, carabinieri oddali salwę trzykrotną na wiwat.
— Obecnie przemówi mistrz Podrygałow — oznajmia prezes.
Baletmistrz rozpycha zbyt ciasny kołnierzyk i dłonią ciemięży rurkowany przedział kunsztownej fryzury.