który go gnębi od pamiętnej chwili, kiedy makowiec niedopieczony w żołądku ugrzązł, w dusznej kabinie aeroplanu oraz w atmosferze przeładowanej elektrycznością czy madżongowem roznamiętnieniem, pękł najwidoczniej i organizm zatruł śmiertelną gangreną. Rozpalona igła zabójczego bólu cudnemu stworzeniu przeszywa wnętrze, serduszko drałuje, przystaje i drepce, łapki sztywnieją, rozpalony metal smaków przedzgonnych przylepił języczek do podniebienia, a główka zapada w jakąś otchłań próchna białego, mdłego, zawilgoconego od glist posiwiałych i napęczniałych.
— Starcze, gdzie jesteśmy? — wyjęknął książę.
— Minęliśmy szybko Estramadurę i ponad garby Sierra Morena nad Guadalquivir zmyślnie spływamy, skąd w radjoskopie[1] już mrugają do nas filutne światełka hucznej promenady, calle de las Sierpes, w Sewilli zaśmianej.
— A mnie się zdaje, żeśmy w powietrzu stanęli na zawsze, żeśmy zakrzepli w obłędu bezmiarach. Posłuchaj dobrze! Nic się nie rusza, nikt nie oddecha, nikt z nas nic nie wie, nic o samym sobie. Skazani jesteśmy na nieskończone puchnięcie nudy, na obrzmiewanie nieustające bezsensów zgraji, która nas wabi do podsłuchiwania szmerów świadomości, kompletnie wypranej z jakich takich wpływów na otoczenie czy na nas samych.
- ↑ Przyrząd najbliższej przyszłości, dostarczający przy pomocy fal radjowych obraz obrazów z najdalszej odległości, czyli teleskop przenikający na mil tysiące mroki, mgły i mury.