kam żadnego felczera. Zachwycającą jest męka moja. Taka celowa... dobrze urodzona, świetnie wychowana. Do samego szpiku myślącego czucia utwierdza mię ona, że przypadkowy, niedocieczony sens mego istnienia wzorowo, mózgowo opracowałem, unicestwiłem i rozwiązałem, jak absurdalnej rapsodji finał. Do żadnej prawdy nigdy zalecanek nie uprawiałem. Sam jestem prawda i jako taka prawdziwie umieram. Przysługi nie chcę od ciebie papieżu. Książęcem cierpieniem wstydzę się handlować. Gdyby był tu Nino, kardynał‑okrutnik, on jeden jedyny posiadałby prawo, aby mię ratować, czyli spojrzeniem, jednetm litościwem, poprostu zabić. Taki interes z inkwizytorem zawsze mógłbym zrobić. Tobie natomiast, któryś jest dostawcą czy instruktorem armji zabawowej zbawców‑obwiesiów, mógłbym ostatecznie prześcipne aksjoma jakieś podarować. Bez najmniejszej ujmy dla mego honoru. Jako mądrala dwunożnym tchórzom niejednokrotnie chciałem imponować. Tem się tłómaczy, że czułostkowe szacherki ze mną są niepotrzebne i bezowocne. Męki nie oddam pod żadnym warunkiem, a tem mniej pozwolę ją sztucznie łagodzić.
— Puls ledwie bije, źrenice stygną... Pamiątkę zostaw, dopókiś przytomny. Czemprędzej powiedz, czem jest nasze życie?
— Jak wy lubicie, wy nieśmiertelni, coś gdzieś erbować[1]. Zarobić łatwo, zarobić sporo, a potem
- ↑ Dziedziczyć.