ukryć cierpienie, które przez oczka łzami wycieka. Wzdętymi bokami robi jak miechem, i wciąż urąga szeptanem rzężeniem:
— Każdy ból należy natychmiast zagadać. Zapamiętaj sobie arcypasterzu: Destructio destructionis![1] Walczyć z hołotą do upadłego. Żaden system pracy, żadne publikacje czy organizacje. Destructio na wszystko, co nadto się szasta i miota zbyt głośno. Radzę ci, odsprzedaj moje kalambury Yetmeyerowi dla jego dancinga. Ten awanturnik i tragikomik ma wielką zaletę: on jeden rozumie, że jeśli za życia wypada coś robić, nie wiadomo poco, nie wiadomo komu, coś gdzieś budować, cerować, śmiecić, to, mój szarlatanie mongolskiego chowu, w którego ręce oddaję ducha, wyłącznie chyba... na beznadziejności zuchwałej opoce. Niech was licho porwie! Dosyć mam tego... Nic nie żałuję, nie żegnam nikogo. O... o... w tej chwili dokupiłem właśnie kamień potrzebny do kombinacji ukrytej mojej... „Samych Honorów“[2]. Wygrałem panowie! Mah‑Jongg!
Na szerokonose papieża pantofle upadł bez odgłosu i przestał gderać już raz na zawsze. Onczidaradhe, nie chcąc graczy płoszyć śmierci oznajmieniem, książęce zwłoki przeniósł za ogon niepostrzeżenie w zacisze kosza, pomiędzy „pungi“ i „kongi“ butelek z Chablis i Vichy, dawno odstawionych przez wzgląd na rażącą pustkę ich wnętrza.