Odchylenie w lewo na siedm sekund! Drugie dynamo! Naprzód wszystkie tłoki!
Meldunek składa admirałowi starszy maszynista:
— Mój kapitanie, według rozkazu już dobijamy do samego celu. Stóp dziesięć tysięcy dziewięćset pięćdziesiąt. Brodzimy w malstromie podmorskich wulkanów. Wszystko wkoło kipi, gotuje się, pieni.
— Naprzód bez pamięci! Było nie było. W samo serce ziemi, w świata tchawicę. Pięćdziesiąt stóp jeszcze osiągnąć mamy, jak mi nakazano, by ludzie z dancinga swoją frajdę mieli i prawdę schwycili, której się zachciało.
Majcherek jest blady. Saperdy robi[1] do Ewarysty i czkawkę tłumi. Mazgajowatym tenorem zawodzi:
— Mamy, cośmy chcieli. W osierdzie ziemi wpływamy tak sobie. Przepraszam bardzo, są jednak poziomy. W aeroplanie, stóp jedenaście tysięcy nad ziemią, jeszcze nie wiedziałem, co wiem właśnie tutaj, stóp jedenaście tysięcy pod wodą, że mi się chce kochać, że muszę się kochać w jakiejś istocie niepospolitej, która wyobraźnię ostałą moją przecież sklebota[2], bym mógł jakoś tworzyć. Do kroćset djabłów, dość mam małżonki mojej legalnej, dość dzieci smrodu, dość zaszczytnie nudnej, cholernej opinji. Chcę się upoić