— U celu jesteśmy według życzenia. Kręcimy się wkółko.
— Przystępujemy do ceremonji pożegnania szczątek księcia Omara.
— Rozkaz, mój panie. Załoga na baczność! Wśród gości powaga! — rządzi się kapitan.
Czterech dryblasów torpedowy pocisk przywlokło za uszy na wózku biegnącym po szynach żelaznych i zatrzymało przy drzwiach komnaty, w której się ustawił sztab dancingowy, podochocony.
Kolekcjoner wydał żałobny wyrok:
— A więc zaczynamy manifestację. Proszę się trzymać twardo na nogach. Szkoda, że niema mojego spólnika. Onby wam wpoił należyty respekt.
Zgrabnemi dłutkami i obcążkami rączy kanonierzy wydłubali pocisk. Sędziaty[1] granat odstawili na bok, a w jego miejsce wśrubowali zręcznie wojłokowy tłumok z truposzem książęcym. Poczem bez śladu zaplombowali i zalutowali metalowy patron.
— Gotowe, baczność! — zabrzmiała komenda.
Havemeyer ręką milczenie rozkłada po gwarnej sali.
— Żegnam przyjaciela, należy się spokój mnie oraz jemu, nawet od birbantów. Towarzyszu drogi, nienaprzykrzony, któryś mię opuścił w najcięższej chwili rozważań moich, w ostatnim momencie przed niechybnym czynem gry pantomimowej! Jedź mój kochanku w twoją czarną drogę! Gdy będziesz na
- ↑ Tłusty, gruby.