miejscu, daj mi znać o sobie. Jakże radbym wiedzieć, że i tam nawet wszystko nie ma sensu! Odszedłeś tak cicho, że próżno łowię na wielki em rozdrożu mych tęsknot zziębniętych łaskotliwy szelest pochodu twej śmierci. Byliśmy razem w dziurze podniebnej, dziś mamy nad głową ciężkie zwały wody, lecz nic się nie zmienia i nie zmieniło... Wszędzie to samo... Wyjść nie możemy poza jasną prawdę, która oświetla, że przed nami ciemno, przepaściście ciemno... Na dnie oceanu, w odmętach głębi podsłuchać chciałem, jak bije ziemi najtajniejsze tętno. W czeluści zstąpiłem po oświecenie, po okruch pocieszki. Fiasko świadomości tu mię zagnało. Tułają się we mnie lęki, niepewności i szarpią wnętrze. Straciłem niewiarę, wiara nie nadeszła. Ciebie więc wysyłam, pieszczochu szlachetny, który odjeżdżasz do twojej rodziny, na ostatnie zwiady. Coś chciałbym wiedzieć, jakąś uncję marną, drobinę, ziarenko, listeczek, piórko. Pierwotniak jestem, biedny pantofelek. Chciałbym się przetworzyć na wyższy gatunek.
Radę mi nadeślij, jakąś szczyptę wiedzy przydatnej, ziemskiej, na oprzytomnienie i na ratunek. Ciebie wysyłam, boś nieskazitelny i nieugięty, zdobywczy, przemądry. Marynarze moi! Dokładnie celować! Torpeda świszcząca niechaj dopadnie miejsca przeznaczenia, gdzie oś wszystkich sensów i niech przedziurawi zagadkę istnienia. Ta podróż ostatnia godna jest księcia. Pal w samo serce dyszącej ziemi!
— Może to istotnie coś u nas zmieni — brzęczy
Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/511
Ta strona została przepisana.