Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/526

Ta strona została przepisana.

dzisz Boże, Ty sam wiesz najlepiej. Maszę uciekać przed własnym cieniem, który mię nakrywa i w ziemię wpycha. Niebawem poznam zagadkę śmierci! Poco mam istnienie nowe, zagadkowe karmić i hodować? Pod obcym znakiem zdobędzie dzieciak mój niewątpliwie lepszą nagrodę w par­‑force gonitwie o formę bytu. Co ja mu powiem? Dokąd skieruję? Czy dopilnuję, skoro dogorywam? Gdyby mi dziecię podano do rąk, jabym je w pieluchach natychmiast udusił, by mnie nie trapiło to ckliwe widmo męki przedłużanej poza granice cielesnej powłoki, która z takim trudem dźwiga imię moje. Niechaj Podrygałow bękarta wychowa, niechaj go ochrzci, połamie mu kości i podskakiewicza światopogląd wpoi.. Nic nie chcę wiedzieć, słuchać nie mogę. Nie umiłowałem Ewarysty po to, by z niej matkę zrobić, by zaraz rodziła, jak klacz wzorowa, by mię pętała ojcostwem wrogiem. Nie mogę, nie chcę! Ja dziecka się boję... Orgazie, spełniam przykazanie twoje: przed ołtarz weselny pójdę dziś taki, jaką jest myśl moja, strojny samym sobą, a przez to wesoły i uśmiechnięty i nieskalanie poprostu rycerski. Racz przyjąć, Panie, to liche wyznanie oddanego Tobie i powolnego Twej Boskiej woli niedowiarka wiary. Intelektualnie nie umiem fałszować niedostępnych uczuć, intelektualnie pokochałem prawdę, która ze mnie czyni życiowego tchórza w tej samej chwili, kiedy mię pasują na pantomimowe widmo rycerza. Niechaj się stanie, co być powinno według prawideł mego człowieczeństwa...