tryczny przewód został zerwany i ciemność nakryła miejsce katastrofy.
Wnoszą pochodnie. Na linach, drabinach strażacka placówka z „Camera obscura“ konającego wyciąga Orgaza. Nosem, ustami na białą kryzę sączy się purpura krwawej posoki. Czoło sperlone śmiertelnym potem. Yetmeyer klęczy, opadającą podtrzymuje głowę wiernego spólnika.
— Havemeyer, powiedz w ostatniej minucie, dla dobra wszechświata zapytuję ciebie: czy wierzysz teraz?
— Nie wierzę, nie czuję, najmniejszej nadzieji nie zabieram z sobą, nikogo nie kocham...
Przykładny szpaler osłupiałych ptaków stoi niewzruszony, lecz ze zdziwienia kiwa głowami i ogonami lekko wymachuje.
Dawid się zżyma.
— Havemeyer, słuchaj! Dzieje pokoleń najodleglejszych, twórczość, kultura zależą od ciebie. Od tej jednej chwili. Sam pojęcia nie masz, jakie to słowa twe usta składają. W tej chwili dopiero otrzymujesz pełny. Orgaza wyraz...
Dźwignął się rycerz nadludzką siłą, rozwarł powieki i uporczywie wzrokiem poszukuje., czegoś, nie kogoś. Ostatecznie dopadł postrzępionych boków zgruchotanego, ślubnego ołtarza. Na białym obrusie czarna gałka jego, niezawodny łącznik z „Wyspą Zapomnienia“, leży strzaskana. Skrwawiony uśmieszek musnął sine wargi konającego. Świszczącym wydechem spowiada się sobie:
Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/534
Ta strona została przepisana.