Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/68

Ta strona została przepisana.

rozpaczy na miazgę milczenia wnet zetrą. W ultramarynę stękających mętów przemocą wtargną światełek odpryski, które wykrzesa zdychające życie pocierając swym jęzorem żółtym czarny krzemień śmierci. Jednem słowem, by dalszym opisem już Pana nie dręczyć: komora poufna, izba głuchych westchnień, altana tajnych schadzek człowieka z samym sobą.
Człowiek tam schodzi po własną zagadkę, po wiedzę o sobie, po szczęście przemienienia najwyższego na ziemi. Lecz nigdy świadomie nikt tam wejść nie może, nigdy dobrowolnie ani też po prośbie. Do jamy przez przypadek jedynie wpaść wolno. (Nie jest wykluczony i przypadek sztuczny!).
Twórcy do komory wpadnięcie nie grozi, nie ima się bowiem przypadek tych ludzi najlepszych, skoro twórczość przedewszystkiem sztuką ujarzmiania jest właśnie mustangów czyli przypadków gnających na oślep. Spętane na lasso pomysłów stalowych niedbale je wlecze artysta za sobą, drżące przed prawem, usłużne, powolne.
Co jednak począć z człowiekiem wobec siebie samego opornym? Z człowiekiem naprzykład, który przeszkadza historji, a jest przeznaczony, by ruszył ją z miejsca? Stosuje się najpierw: prześwietlanie myślą. Lecz ta metoda z reguły zawodzi. Kto kiedy bliźniego uznał i zrozumiał, zwłaszcza bez kańczuga czy proroctw szalbierczych? Druga jest faza oswajania ludzi z ich własną zagadką: wszelaka rozpusta. Medykamentom już o wiele lepsze, albowiem zgnił-