kach wyświechtanych ślicznie ślizgają się duchy, zmory, okropności i nadzieje drobne. Rozślinił się pająk upiornej powieści, omotał ich wszystkich. Zachwyt jest ogólny. Żygają z radości. Większość uwierzyła; łatwiej, ciszej zemrze. Nieliczne niedowiarki z przejęcia już chrapią. Logos, który stwierdza sekund pospolitość oczywistą, pomaga epicznemu krewniakowi i ostrożnie milczy. Eposu trjumf beznadziejny...
Dzisiejszy epos jest już fabrycznym przybytkiem, urządzonym skromnie, gustownie i nawskróś praktycznie. Gmach nowoczesny, wygodny, jak pasaż przechodni, jak hala targowa... rozległy. Wnętrze rozmyślnie jest puste. Nikt tam nic nikomu nie powierzy nigdy, nikt niczem nie straszy, ni też zwabić pragnie. Kiedy nadchodzi zaś pora właściwa, aby wszcząć gadanie i zemleć „jutro“ z obieżyn wczorajszych, co jest eposu sensem najwłaściwszym, wejściem z lewej strony na ceremonję ludzie napływają (poprzednio własnej myśli pozbawieni zgrabnie!).
A prawą bramą po stronie przeciwnej fabuła uchodzi przetasowana w sensacji druszlaczku, w opakowaniu starannem, wielkiej nudy ekstrakt, jako teza foremna, aksjoma, z wyjątków regułka, z problemów mikstura, proszek czy pigułka, również jako kostka w wodzie musująca, lub jako konserw hermetyczna puszka ukrywająca majonezy harde czy galaretki, które cierpią stale na nerwowe drgawki. Jak młynek na kawę czy tarka na ciasto przeciera epos życie na abstrakcję, spala swych ludzi, przetapia ich mózgi i serca na miazgę przerabia. Pod jaśnie
Strona:PL Jaworski - Wesele hrabiego Orgaza.djvu/84
Ta strona została przepisana.