że twórcy nienawistnie węszą. A w bujającym na ziemi fotelu, w tej sella curulis twórczego marzenia, konstruktor się rozsiadł. Ręce w kieszeniach. Na oczy zielono-czerwone powieki niechcący zapuścił. Na czole się chwieją w upiornych drgawkach zadumy czujnej strusie, cenne pióra. Wydęte wargi bąknęły przed chwilą: all devils!, czyli niechaj djabli porwą tę zgraję natrętną. A bracia przyziemni warują milcząc, by w chwili stosownej módz rzucić się ławą i podpatrzoną tajemnicę wzlotów autorowi porwać.
W nadzieji się pławią, że tajną sprężynkę kosmicznego światka zdołają pochwycić i wnet upraktycznią w pojęciu gromadnem.
Autor poprzez rzęsy przejrzał ich ochotę, pojął i oświetlił. Ludzie pragną lotu, by kosztownego pozbyć się marzenia i ulgę wyjednać frasunkom istnienia poprzez uzyskane w kosmosie koncesje. Ich wzrok i słuch stępiał wśród nieprzerwanej sielanki zgryzot. Origo[1] bowiem nie jest dla nich brzaskiem, zaróżowionym, rozweselającym, lecz mgławym tylko i ponurym zmierzchem. Nic... czemś się staje, jeśli było tylko własnością cudzą, a mieć: to znaczy wyłudzić podstępem. Rozwój przechodzi prawie bez wyjątku z ogniwa w ogniwo: przez naśladownictwo. Chorzeje wiara i piersi ma wklęsłe. Wiedza musi sknerzyć, chadzać po jałmużnie i skrywać zwycięstwa. Najnowszą formą ustrojów społecznych to... republika pomyłek i wstrętów. A suwerenem
- ↑ Powstanie czegoś, narodziny.