Na water-breakers[1], które z brzegu zbiegły,
by głuchonieme fale walić po łbie,
tłumnie panowie twórcy się rozsiedli,
jak kordylierskich sępów stado głodne
z pochmurną główką na szyji golonej.
Butami gwiazdy deptali upadłe,
gujawy owoc i tytoń cuchnący
pomiędzy wargi wtykając natchnione
słuchali morza; opowieść przewlekłą,
plugawe, bezecne wybrednie portowe.
Że szukam Chrysta natychmiast odgadli
i na Ocean wskazali Spokojny
zanim mą zjawę rzuciłem na omłot.
Tam noctiluca[2] świeciła pelagia[2]
i pyrocistis[3] również noctiluca.
„Widzisz? — westchnęli — zmarłych świadomości
to naszych szkielety! Pływają upiornie
i złym fosforem marnie połyskują.
I rani jasność stężałe soczewki,
które się skryły w wieczystej ciemnicy.
Chcemy, by wstąpił do nas Jezus Chrystus
i jednogłośną zanosimy prośbę,