P. S. Załączam treść pytań egzaminacyjnych z filozofji, na jakie musiałam odpowiedzieć. Jak się panu zdaje, mógłby pan zdać taki egzamin?
Najdroższy Ojczulku-Tatuńciu-Pajączku!
Dopiero co przyjechałam, nie wypakowałam jeszcze rzeczy, nie chcę jednak zwlekać ani chwili z powiedzeniem ci, jak bardzo ubóstwiam wieś. „Wierzbinki“ są rajskim zakątkiem. Dom jest czworoboczny, stary, stoi sto lat już, albo coś około tego. Ma z boku werendę i śliczny, słodki ganeczek od frontu. Dokoła pełno klonów, a po obu stronach drogi stoją dwoma szeregami sosny. Dom położony jest na szczycie pagórka, dzięki czemu mamy z okien rozległy widok na zielone łąki aż do szczytu następnego pagórka.
Cały Stan Connectitut przedstawia rzędy linji falistych, a nasze „Wierzbinki“ usadowiły się na grzbiecie jednej z takich fal. Stodoły stały dawniej z drugiej strony gościńca i w ten sposób tarasowały widok; na szczęście, dobroczynny piorun spadł z nieba i spalił je doszczętnie.
Jedynymi mieszkańcami domu są oboje państwo Semplowie, dziewczyna do posług i dwaj parobcy. Parobcy i dziewczyna jadają w kuchni, a państwo Semplowie i Aga — w jadalni. Na kolację mieliśmy: szynkę, jaja, sucharki, miód, piernik z konfiturami, pasztet, marynowane pikle, ser i herbatę — i ożywioną rozmowę. Nigdy w życiu jeszcze nie bawiła tak moja rozmowa nikogo; wszystko, co mówię, wydaje się tutaj bardzo zabawnem. Prawdopodobnie dlatego, że dotychczas nie znałam wcale wsi i pytania moje dyktuje wszechobejmująca ignorancja.
Posyłam panu fotografję domku; okna oznaczone