Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.


Niedziela.

Drogi Pająku-Długonóżku.
Czy to nie zabawne? Zabrałam się do listu do pana wczoraj popołudniu, zdążyłam jednak napisać tylko nagłówek: „Drogi Pająku-Długonóżku“, gdy wtem przypomniałam sobie, że przyobiecałam zebrać koszyk czarnych jagód na kolację, pobiegłam więc, pozostawiwszy arkusik papieru z rozpoczętym listem na stole. Teraz, przyszedłszy, aby pisać w dalszym ciągu, znalazłam... niech pan zgadnie, co? Prawdziwego, żywego pająka, który usadowił się na samym środku stronicy. Ma go pan! Zdjęłam go delikatnie za jedną nóżkę i wyrzuciłam przez okno. Za nic na świecie nie chciałabym ukrzywdzić żadnego pająka.
Zaprzęgliśmy dzisiaj konia do bryczki na resorach i pojechaliśmy do kościoła.
Śliczny to biały wiejski kościołek z wieżyczką i trzema doryckiemi kolumnami na frontonie (a może jońskiemi? — zawsze mi się mieszają).
Przyjemne, senne kazanie, przy którym wszyscy ukołysani niem słuchacze sennie poruszają w takt wachlarzami z liści palmowych, a jedynym dźwiękiem, wtórującym głosowi kaznodziei, jest ćwierkanie ptaków na drzewach otaczających kościół. Zbudziłam się z nawpółdrzemiącego stanu dopiero znalazłszy się na nogach przy śpiewaniu hymnu i wtedy strasznie mi się żal zrobiło, że nie słuchałam kazania. Chciałabym poznać bliżej psychologję człowieka, który mógł wybrać podobny hymn. Brzmiał on, jak następuje:

„Porzuć zabawy i rozkosze ziemi,
„I złącz się ze mną w niebiańskim zachwycie,
„Zaś gdy nie zechcesz pożegnać się z niemi,
„W otchłani piekieł utoniesz niebycie“.

Uważam, że niebezpiecznie jest dyskutować z Semplami w sprawach religji. Bóg ich, odziedziczony bez żadnych zmian po dalekich ich purytańskich