musiała być czytana dużo razy — świadczą o tem liczne ślady, nie zawsze, jak widać, czystych palców właściciela. Na tym samym strychu leży też jeszcze stara polewaczka, wiatrak, łuk i kilka strzał. Pani Semplowa tak ciągle opowiada o nim, że zaczynam naprawdę wierzyć w jego istnienie — ale nie jako dorosłego mężczyzny w cylindrze na głowie i z laską w ręku, tylko jako małego umorusańca ze zwichrzoną czupryną, wpadającego po schodach z ogłuszającym hałasem, zostawiającego wszystkie drzwi szeroko otworem i wciąż węszącego po kuchni i spiżarni, co możnaby złasować (i napewno zawsze coś znajdującego, o ile znam panią Semplowę!}. Musiał być odważnym i przedsiębiorczym malcem, zawsze szczerym i prawdomównym. Szkoda tylko, że to Pendleton; napewno stworzony był do czegoś lepszego.
Zaczynamy jutro młóckę owsa; ma nadejść parowa młockarnia, którą obsługiwać będzie trzech donajętych ludzi.
Przykro mi zdradzić panu, że Graniasta (łaciata krowa z jednym rogiem, matka Lesbji) shańbiła się czynem niedozwolonym. Dostała się w piątek wieczorem do sadu i tak obżarła się jabłkami, które spadły z drzew, że aż uderzyło jej to do głowy. Przez dwa dni była kompletnie jak pijana. Nic a nic nie przesadzam. Słyszał pan kiedy o czemś podobnem?
Szanowny panie,
P. S. Indjanie w pierwszym rozdziale i rozbójnicy w drugim. Czytam z zapartym oddechem. Co może być w trzecim? „Czerwony Sokół podskoczył na dwadzieścia stóp w górę i zarył się w piasek“. Taki jest nagłówek. Ile uciechy dla Agi i panicza Jerry?