wszystkie książki i biec daleko w pole w zawody z wiatrem.
Urządziłyśmy w zeszłą sobotę łowy z rzucaniem papierków na pięciowiorstowej przestrzeni rozmiękłego gruntu, śród łąk i pagórków. Lis (którego uosabiała grupa, złożona z trzech dziewcząt i z jakiegoś korca confetti) wyruszył na pół godziny przed dwudziestoma siedmioma łowczyniami. Ja byłam jedną z tych dwudziestu siedmiu; osiem pozostało w tyle na drodze, tak, że skończyłyśmy zaledwie w dziewiętnaście. Ślad prowadził przez pagórek, potem przez pole zbożowe, wreszcie przez moczary i bagna, w których musiałyśmy przeskakiwać lekko z występu na występ, z kamienia na kamień. Rozumie się, że dobra połowa nas unurzała się w błocie po kostki. Ślad nikł nam wciąż z oczu; zmarnowałyśmy z dwadzieścia pięć minut na przebrnięcie przez moczary; potem pędzić wypadło na stromy pagórek, przedzierać się przez gąszcz leśny, aż wreszcie ślad zaginął wyraźnie przy oknie stodoły! Wrota do niej były zawarte, a okno maleńkie i wysoko osadzone. Powiedz pan sam, czy to uczciwie? Prawda, że nie?
Nie próbowałyśmy wcale przedostać się do wnętrza; okrążyłyśmy stodołę i odnalazłyśmy nieco dalej ślad, prowadzący po niskim dachu szopy aż na wierzchołek żerdzi w płocie. Lis myślał, że złapie nas w ten sposób w sidła, nie dałyśmy mu się jednak. Przesadziłyśmy najspokojniej płot i dalej przeszło dwie mile angielskie po łąkach, na których zrzadka rozsiane były papierki.. Według zasad gry, rzucane one być winny co najwyżej w odległości sześciu stóp między jednym a drugim; były to jednak najdłuższe stopy, jakie istniały kiedykolwiek.
Wreszcie, po dwóch godzinach nieustannego kłusowania, dopędziłyśmy lisa po śladzie w kuchni Kryształowego Zdroju (jest to stały cel naszych zimowych wycieczek saneczkami i letnich — na wozie z sianem,
Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/073
Ta strona została uwierzytelniona.