Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

kie czekać go mogą, gdy dorośnie, musi mieć szczęśliwe dziecięctwo, do którego mógłby powracać myślą z przyjemnością. I jeśli kiedykolwiek będę miała własne dzieci, chociażbym nie wiem jak była nieszczęśliwa, nie dam im zaznać, co to troska, dopóki nie dorosną.
(Oho! dzwonek na modlitwę w kaplicy! muszę przecież skończyć ten list).





Czwartek.

Powróciwszy dzisiaj z rana z laboratorjum, zastałam wiewiórkę, siedzącą na stole i wyjadającą migdały z koszyczka. Ptaki, wiewiórki i stonogi są teraz, od czasu jak się ociepliło i okna są otwarte, częstymi naszymi gośćmi.






Sobota z rana.

Może się panu zdaje, że ponieważ wczoraj był piątek, a dzisiaj niema lekcji, — dano mi spędzić spokojny, miły wieczór na czytaniu całego cyklu Stevensona, który kupiłam za własne pieniądze, otrzymane jako premjum?
Jeżeli pan tak myśli, to znaczy, Ojczulku drogi, że pan nigdy nie był studentem żeńskiego kolegjum. Sześć koleżanek wpadło do mnie lać razem wosk. Jedna z nich upuściła płynny jeszcze na sam środek naszego najlepszego dywana. Nigdy chyba nie doczyścimy się go.
Oddawna już nie wspominałam nic o wykładach, zapewniam pana jednak, że miewamy je wciąż jeszcze, codziennie. Lubię tylko ulżyć sobie trochę, odrywając się od nich, aby podyskutować nieco o szerszem życiu. Co prawda, te nasze dyskusje są jednostronne raczej, ale to już wyłącznie pańska wina.