Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/091

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie może pan sobie wyobrazić, ile mnie kosztowała konieczność wyrzeczenia się wyjazdu na wakacje do państwa McBridów. Wiem naturalnie, że pan jest moim Opiekunem i że muszę stosować się pod każdym względem do pańskiej woli, nie mogłam jednak i nie mogę zrozumieć, jaki był powód tego zarządzenia pańskiego. Spędzenie lata u państwa McBridów było przecież bezsprzecznie najlepszą rzeczą, jaka mogła mnie spotkać. Gdybym ja była Ojczulkiem, a pan Agą, byłabym powiedziała: „Jedź z Bogiem, moje dziecko, jedź i baw się dobrze; poznaj nowych ludzi i naucz się mnóstwa nowych rzeczy; przebywaj na świeżem powietrzu, zyskaj dużo zdrowia i sił, abyś mogła, świeża i wypoczęta, zabrać się do ciężkiej pracy całorocznej“.
Ale panu ani to przyszło do głowy. Kilka słów od pańskiego sekretarza, nakazujących mi wyjazd do Wierzbinek.
Ta właśnie bezosobowość pańskich nakazów razi mnie najboleśniej. Gdyby pan miał dla mnie najdrobniejszą choć kruszynę uczucia, jakie ja mam dla pana, przysłałby mi pan od czasu parę słów napisanych własną pańską ręką, zamiast tych ohydnych kartek pisanych na maszynie przez pańskiego sekretarza. Gdyby zawierały one najlżejszy bodaj ślad przywiązania pańskiego do mnie, zrobiłabym wszystko na świecie, aby pana zadowolnić.
Wiem, że miałam pisywać do pana uprzejme, długie, szczegółowe listy, nie oczekując nigdy odpowiedzi na nie. Dotrzymuje pan ze swojej strony warunków układu: kształcę się. Zapewnie też uważa pan, że ja nie dotrzymuję moich.
Ale, Ojczulku, jakie są one ciężkie! Naprawdę. Czuję się tak okrutnie samotną. Pan jest jedyną osobą, którą mam do kochania, ale jest pan jedynie cieniem nieuchwytnym, tworem mojej wyobraźni.
Prawdziwy obraz pański nie jest prawdopodo-