Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/092

Ta strona została uwierzytelniona.

bnie ani trochę podobny do wizerunku, jaki wyimaginowałam sobie. Raz jeden tylko, kiedy leżałam w infirmerji, chora na anginę, dał mi pan bezpośredni znak życia i teraz jeszcze, ilekroć czuję się bezgranicznie osamotnioną i zapomnianą, wyjmuję pańską kartę i odczytuję ją.
Zdaje mi się jednak, że odbiegłam bardzo od przedmiotu i nie piszę panu wcale o tem, o czem chciałam pisać, a mianowicie:
Jakkolwiek zranił pan głęboko moje uczucia i rana ta boli mnie jeszcze, bowiem wielce upakarzającem jest zostać wyrwaną ze zwykłych warunków i kierowaną przez arbitralną, nieubłaganą, nierozumującą logicznie, wszechwładną, niewidzialną Opatrzność; jednakże kiedy ktoś był taki dobry, taki szlachetny i taki dbały o mnie, jakim pan był dotychczas, myślę, że ten ktoś ma prawo — skoro mu się tak podoba — być arbitralną, nieubłaganą, nierozumującą logicznie, niewidzialną Opatrznością. I dla tego wybaczam panu i przestaję się trapić! Nie mogę jednak jeszcze przemódz się o tyle, aby czytać z przyjemnością listy Sallie, opisującej, jak świetnie spędza czas na letnisku.
Mniejsza o to jednak — spuśćmy na cały ten fakt zasłonę i bądźmy znów jak dawniej.
Dużo pisałam tego lata. Skończyłam cztery krótkie opowiadania i porozsyłałam je do czterech różnych miesięczników. Widzi więc pan, że robię, co mogę, aby stać się autorką. Urządziłam sobie pracownię w jednym kącie poddasza, gdzie „panicz Jerry“ lubił bawić się w dni deszczowe. Jest to przewiewny, zaciszny kącik z dwoma dymnikami, ocieniony dużym jaworem, w którego dziupli uwiła sobie gniazdo cała rodzina czerwonych wiewiórek.
Za kilka dni napiszę milszy list i podzielę się z panem wszystkiemi nowinami folwarcznemi.

Pańska, jak zawsze,
Aga.