Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/098

Ta strona została uwierzytelniona.

Wciąż jeszcze nie widać „panicza Jerry“. Gdyby pan mógł widzieć, jak lśni się czystością cały nasz dom i jak długo i jak gorliwie wycieramy nogi, zanim odważymy się przestąpić próg!
Mam nadzieję, że wkrótce przyjedzie. Tęsknię za kimś, z kim możnaby porozmawiać. Pani Semplowa, jeśli mam wyznać prawdę, staje się nużąco jednostajną. Nie pozwala nigdy na zatamowanie nieprzerwanego potoku swojej wymowy dopływem świeżej myśli.
Dziwni są tutaj ludzie. Światem ich jest ten jeden mały szczyt pagórka. Nie są ani trochę wszechświatowi, jeśli pan rozumie, co chcę przez to powiedzieć. Powtarza się tutaj identycznie stan rzeczy w Ochronie imienia Johna Griera. Nasze myśli zagrodzone tam były czterema ścianami żelaznych sztachet, z tą różnicą, że mniej mnie to wówczas obchodziło, bo byłam młodsza i tak strasznie zaharowana. Zanim zdążyłam pozaściełać wszystkie łóżka i poszorować wszystkie umorusane buziaki moich maleństw, pójść do szkoły, wrócić z niej, pomyć dzieciom buzie po raz drugi, zacerować ich pończoszki, załatać spodenki Fredka Perkinsa (rozdzierał je codziennie, przez całe swoje życie) i wyuczyć się w międzyczasie zadanych mi lekcji — była już pora na spanie, nie mogłam więc nawet zauważyć braku stosunków ze światem. Ale po dwóch latach, spędzonych wśród rozmownych studentek kolegjum, brak mi tego. Będę też rada spotkać człowieka mówiącego moim językiem.
No, nareszcie. Zdaje mi się, że naprawdę skończyłam już teraz, Ojczulku, Nic nowego nie przychodzi mi w tej chwili do głowy.
Postaram się napisać następnym razem ciekawszy list.

Pańska niezmiennie
Aga.

P. S. Głowiasta sałata zupełnie się nie udała w tym roku. Wczesna wiosna była zanadto sucha.