Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

panu podoba cała ta historja? Prawda, jakie to wszystko zabawne?
A biedna pani Semplowa pewna jest, że ludzie, którzy łowią ryby w niedzielę, będą za to smażyli się w piekle. Okrutnie się martwi, że nie wychowała go lepiej, kiedy był mały, ulegał jej i nie mógł się jej przeciwstawiać. Zresztą, zależało jej na tem, aby pokazać się z nim w kościele.
Mimo wszystko, udał się nam połów; mieliśmy w siatce cztery płotki, które usmażyliśmy na śniadanie na specjalnie roznieconem w tym celu ognisku. Wciąż jednak spadały z ustawionych na ogniu widełek, wskutek czego miały trochę posmak popiołu; zjedliśmy je wszelako z apetytem. Wróciliśmy do domu o 4-ej; potem pojechaliśmy bryczką na spacer, zjedliśmy obiad o siódmej, o dziesiątej posłano mnie do łóżka — i oto leżę i piszę do pana.
Trochę zaczyna mi się chcieć spać.

Dobranoc.






Rafy na kursie, kapitanie Pająku!
Ściągnij liny! Na lewo burty ster! Ró-ó-wno! Luziej! Stój!... Dosyć!... Yo haho!... Butelka rumu!...
Niech pan zgodnie, co czytam? Wszystkie nasze rozmowy w ciągu ostatnich paru dni były żeglarsko-korsarskie. Prawda, jaka to wspaniała rzecz ten „Skarb na wyspie?“ Czy pan czytał tę powieść? A może nie była jeszcze napisana, kiedy pan był małym chłopcem? I pomyśleć, że Stevenson dostał tylko trzydzieści funtów za prawo drukowania jej w kolejnych zeszytach miesięcznika! Uważam, że nie opłaci się być wielką autorką. Może lepiej zostać nauczycielką w szkole? Jak pan myśli?
Niech mi pan wybaczy zapełnianie listów Stevensonem. Głowę mam wciąż nim zajętą. Wypełnia on dla mnie całą bibljotekę wierzbińską.