Odmawiam, szanowny panie, wyrzeczenia się stypendjum, a jeśli pan nie przestanie się awanturować, przestanę przyjmować miesięczną pensję, steram do reszty siły i stargam na strzępy nerwy dawaniem korepetycji idjotycznym Nowicjuszkom.
To moje ultimatum!
I — jeszcze jedno. Ponieważ pan się tak obawia, że, przyjmując stypendjum, pozbawiam inną młodą dziewczynę możności kształcenia się, znalazłam sposób wyjścia. Ma pan przecież możność użycia tych samych pieniędzy, które wydałby pan na mnie, na kształcenie innej sierotki z Domu Wychowawczego imienia Johna Griera. Powiedz pan sam, czy nie jest to śliczna myśl? Tylko, Ojczulku, kształć ją, ile chcesz, ale nie kochaj jej więcej, niż mnie — dobrze?
Mam nadzieję, że pański sekretarz nie będzie się czuł dotkniętym, iż tak mało liczę się z życzeniami wyrażonemi w jego liście. Trudno jednak. Nic na to nie poradzę. Stanowczo, zepsuty z niego dzieciak, Ojczulku. Byłam dotychczas bardzo ustępliwa i ulegałam wszystkim jego kaprysom, ale tym razem zamierzam być STANOWCZĄ.
Pańska, nieodwołalnie i do końca świata
Drogi Pająku-Ojczulku,
Wybrałam się dzisiaj do miasta po sprawunki. Miałam kupić: czernidło do bucików, materjał na bluzkę, kilka kołnierzyków, słoik kremu fijołkowego i kawałek kastylskiego mydła — wszystko to rzeczy niezbędne. Nie mogłabym ani o jeden dzień dłużej obejść się bez nich. Tymczasem, kiedy chciałam zapłacić za bilet jazdy, spostrzegłam, że zostawiłam