Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

nie suknia. Sprowadzona wprost z Paryża. Musiała kosztować jaki miljon dolarów.
Sallie miała suknię blado-niebieską z perskiemi haftami, doskonale dopasowaną do jej rudych włosów. Kosztowała może mniej, niż miljon, ale była niemniej świetna, niż Julji.
Moja była blado-różowa krepdeszynowa, przybrana kremowemi koronkami i różowym atłasem. Do tego miałam pąsowe róże, przysłane mi przez J McB. (Sallie podszepnęła mu, jaki ma wybrać kolor). Wszystkie trzy miałyśmy atłasowe pantofelki, jedwabne pończoszki i zarzutki gazowe koloru sukni.
Wszystkie te szczegóły modniarskie wywrzeć musiały na panu głębokie wrażenie — prawda?
Trudno oprzeć się myśli, że biedni mężczyźni, dla których gaza, koronki weneckie i ręczne hafty pustemi są jeno dźwiękami, zmuszeni są pędzić szary, bezbarwny żywot. Kobieta, natomiast, bez względu na to, czy poświęca się specjalnie dzieciom, mikrobom, poezji, kuchni, służącym, równoległobokom, ogrodnictwu, Platonowi czy brydżowi — zasadniczo i nadewszystko poświęca się sukniom.
Jest to jedyny rys natury, który spokrewnia z sobą cały świat. (Myśl nie moja; zapożyczyłam ją z jednej ze sztuk Shakespeara).
Powróćmy jednak do naszych spraw. Czy mam powierzyć panu, Ojczulku drogi, pewien sekret, niedawno przeze mnie odkryty? A przyrzeknie mi pan, że nie będzie mnie pan uważał za próżną? W takim razie proszę posłuchać:
Jestem przystojna.
Naprawdę. Byłabym straszną idjotką, gdybym nie wiedziała o tem, mając trzy lustra w pokoju.

Przyjaciółka.

P. S. Niech to będzie taki niegodziwy anonimowy list, o jakim czyta się w powieściach.