glibyście, panowie mężczyźni, pozostawić intrygi kobietom; nie macie dość delikatnego na to dotknięcia.
Julja przywiozła cały kufer zachwycających strojów — suknię wieczorową z crêpe liberty koloru tęczy, istna szata aniołów w raju. A mnie, naiwnej, zdawało się, że moje własne tualety wieczorowe są niezrównanie piękne. Skopjowałam, z pomocą taniej krawcowej, suknie pani Patersonowej i jakkolwiek kopje nie wyszły bliźniaczo tożsame, byłam zupełnie zadowolona, dopóki Julja nie wypakowała swoich. Ale teraz — żyję, aby zobaczyć Paryż!
Szczęśliwy pan musi być, że pan nie jest młodą dziewczyną, prawda, drogi Ojczulku? Jestem pewna, że pan uważa nasze przejmowanie się strojami za nadmiernie głupie. I ma pan zupełną rację. Niema wątpliwości co do tego. Ale to wyłącznie wasza wina, panowie świata.
Słyszał pan o pewnym uczonym „Herr Professor“, który patrzył z pogardą na niepotrzebne stroje i fatałaszki i wygłaszał kazania na temat rozumnych, praktycznych ubrań dla kobiet? Jego żona, potulne, poczciwe stworzenie, zastosowała się do jego poglądów i nosiła stale suknie-reformy. Jak się panu zdaje, jaki był rezultat? „Herr Professor“ czmychnął z baletnicą.
P. S. Pokojówka na naszym korytarzu nosi niebieskie w białą kratkę suknie barchanowe. Kupię jej bronzowe i utopię niebieskie na dnie jeziora. Zimno mi się robi na wspomnienie, jakie budzą one we mnie.