Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

zaczynają nam się kiwać o dziewiątej, a o wpół do dziesiątej pióra wypadają z naszych bezsilnych dłoni. Jest wpół do dziesiątej. Dobranoc.

Niedziela.

Wracam w tej chwili z kościoła — mówił kaznodzieja z Georgji. „Musimy pamiętać — ostrzegał — aby nie razwijać umysłu kosztem strony uczuciowej“. — Wedle mojego widzenia, było to nędzne, suche kazanie. (jeszcze Pepys).
Zkądkolwiek przychodzą, z jakiej części Stanów Zjednoczonych lub Kanady i jakie noszą imię, — wiecznie słyszymy to samo kazanie. Czemuż do licha nie idą do męskich kolegjów i nie ostrzegają tam studentów, aby unikali nadwerężania męskich swoich natur nadmiarem pracy umysłowej?
Piękny mamy dzień — mroźny, lodowy, jasny. Zaraz po obiedzie Sallie, Julja, Marta Keene i Eleonora Pratt (przyjaciółki moje — ale pan ich nie zna) wkładamy krótkie spódniczki i biegniemy na wieś do Szklanego Źródła na pieczone kurczęta i wafle, a potem pan Szklano-Źródłowy przywiezie nas z powrotem swoim wozem drabiniastym. Powinnyśmy wrócić do kolegjum na siódmą, ale mamy zamiar przedłużyć urlop do ósmej.

Bywaj zdrowy, zacny Panie...


Mam honor pisania się Waszej Łaskawości najuleglejszą, najbardziej powolną, najpokorniejszą i najposłuszniejszą sługą,

A. Abbott.






5-y marca.

Drogi Panie Opiekunie.
Jutro jest pierwsza środa miesiąca — ciężki dzień dla Domu Wychowawczego imienia Johna Griera. Z jaką ulgą odetchną wszyscy, kiedy wybije