Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

nareszcie piąta i Panowie Opiekunowie, pogłaskawszy każde z dzieci po głowie, odjadą własnemi samochodami. Czy pan, Ojczulku, głaskał mnie kiedy (indywidualnie) po głowie? Nie przypuszczam — zachowałam jedynie pamięć grubych Opiekunów.
Niech pan serdecznie pokłoni się odemnie Domowi Wychowawczemu, naprawdę serdecznie. Kiedy cofam się myślą wstecz i pamięcią, zamgloną przeżyciami czterech lat, sięgam do pobytu mojego w Domu Wychowawczym, dziwnie rzewnego doznaję uczucia. Z początku, po przybyciu do kolegjum, miałam żal do losu za to, że pozbawił mnie normalnego dziecięctwa, jakie było udziałem innych dziewcząt; teraz jednak zupełnie inaczej się na to zapatruję. Uważam to wprost za niezwykłą przygodę, zapewniającą mi rodzaj uprzywilejowanego, odrębnego stanowiska, z którego mogę obserwować życie. Wyskoczywszy na świat odrazu jako dorosła, mogę ogarnąć całokształt jego z perspektywy, której brak zupełnie ludziom, wychowanym od dziecka w samym odmęcie życia światowego.
Znam mnóstwo dziewcząt (Julję naprzykład), które wcale nie wiedzą, że są szczęśliwe. Tak zżyły się z tem uczuciem, że zmysły ich zupełnie stępione są na nie. Ja, przeciwnie, w każdej chwili mojego istnienia głęboką mam świadomość doskonałego mojego szczęścia. I będę ją miała zawsze bez względu na to, jakie spotkać mnie mogą przykrości. Będę traktowała je (nawet ból zębów!) jako ciekawe przeżycia i rada będę, że przekonam się na sobie samej, jak one wyglądają. „Czy zły, czy dobry los mi przeznaczony, z pogodą przyjmę jeden i drugi“.
Nie bierz jednak, Ojczulku, zbyt literalnie tego sentymentu mojego dla Domu Wychowawczego imienia Johna Griera. Gdybym miała mieć pięcioro dzieci, jak Rousseau, nie podrzucę żadnego z nich na