O, Boże, co za żar! Trawa wszędzie spalona, strumyki wszystkie wyschły do szczętu, a gościńce białe od kurzu. Nie było deszczu od nieskończonych tygodni.
Sądząc z tego listu, możnaby mnie posądzić o chorowanie na wodowstręt. Zapewniam pana, że go nie mam. Cierpię tylko na brak chociażby kawalątka rodziny.
Żegnam pana, mój Ojczulku najdroższy.
Drogi Ojczulku.
Stało się coś, co do czego muszę zasięgnąć pańskiej rady. Tylko pan jeden może mi jej udzielić; nikt inny na świecie.
Czy nie byłoby możliwem, abym widziała się z panem osobiście? O tyle łatwiej jest mówić, niż pisać! Boję się też, że pański sekretarz mógłby otworzyć list.
P. S. Jestem bardzo, bardzo nieszczęśliwa.
Drogi, ukochany Ojczulku!
Kartka pisana pańską ręką — mocno drżącą, jak widzę! — nadeszła dzisiaj rano. Martwi mnie strasznie, że był pan chory; gdybym wiedziała o tem, nie byłabym zaprzątała panu głowy mojemi sprawami. Skoro jednak pan chce, wyspowiadam się z moich przejść, ale uprzedzam, że są bardzo skomplikowane i trudne do opisania i bardzo, bardzo intymne. Proszę, niech pan spali list po przeczytaniu.