Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

O, Boże, co za żar! Trawa wszędzie spalona, strumyki wszystkie wyschły do szczętu, a gościńce białe od kurzu. Nie było deszczu od nieskończonych tygodni.
Sądząc z tego listu, możnaby mnie posądzić o chorowanie na wodowstręt. Zapewniam pana, że go nie mam. Cierpię tylko na brak chociażby kawalątka rodziny.
Żegnam pana, mój Ojczulku najdroższy.

Jaka szkoda, że nie znam pana!
Aga.






Wierzbinki, 19-y września.

Drogi Ojczulku.
Stało się coś, co do czego muszę zasięgnąć pańskiej rady. Tylko pan jeden może mi jej udzielić; nikt inny na świecie.
Czy nie byłoby możliwem, abym widziała się z panem osobiście? O tyle łatwiej jest mówić, niż pisać! Boję się też, że pański sekretarz mógłby otworzyć list.

Aga.

P. S. Jestem bardzo, bardzo nieszczęśliwa.






3-i października.

Drogi, ukochany Ojczulku!
Kartka pisana pańską ręką — mocno drżącą, jak widzę! — nadeszła dzisiaj rano. Martwi mnie strasznie, że był pan chory; gdybym wiedziała o tem, nie byłabym zaprzątała panu głowy mojemi sprawami. Skoro jednak pan chce, wyspowiadam się z moich przejść, ale uprzedzam, że są bardzo skomplikowane i trudne do opisania i bardzo, bardzo intymne. Proszę, niech pan spali list po przeczytaniu.