Długonogiego Iksa!“ Zjadłam śniadanie w kuchni przy świecy, a potem pojechałam na odległą o pięć mil stację w najcudniejszem świetle październikowego poranka. Słońce weszło podczas drogi, klony i derenie zapłonęły w jego blaskach ogniem, złotem i purpurą, kamienie przydrożne, mury i pola zamigotały brylantami zamrozu, powietrze było ostre, przejrzyste i pełne balsamów. Czułam, że stanie się coś nadzwyczajnego. Przez cały czas w pociągu szyny nie przestawały mi śpiewać: „Jedziesz poznać Ojczulka-Pająka! Jedziesz poznać Długonogiego Iksa!“ — Przyśpiew ten dziwnej dodawał mi otuchy. Coś mi mówiło, że „Ojczulek“ ułoży wszystko jaknajlepiej. Jechałam pełna wiary i ufności w niego. I wiedziałam zarazem, że inny mężczyzna, droższy od „Ojczulka“ — pragnie widzieć mnie i, nie wiem dla czego, ale czułam, że zanim wrócę do Wierzbinek, zobaczę i jego także. Widzisz, że przeczucia nie omyliły mnie.
Kiedy stanęłam przed domem na Madison Avenue, taki wydał mi się on wielki, ciemny i nieprzystępny, że nie śmiałam wejść do środka. Obeszłam go dokoła, ażeby zdobyć się na odwagę. Przekonałam się jednak odrazu, że ani trochę nie było czego się bać. Twój lokaj to taki miły, taki po ojcowsku wyglądający staruszek, że uczułam się od pierwszej chwili, jak w domu. — „Czy pani jest panną Abbott?“ — zapytał mnie na wstępie. — „Tak“ — odpowiedziałam, szczęśliwa, że nie miałam potrzeby zapytać się o pana Smitha. Poprosił, abym zaczekała chwilę w salonie. Ciemnawy trochę, ale wspaniały, prawdziwie męski pokój. Usiadłam na brzeżku wielkiego, miękkiego fotela, wciąż powtarzając sobie:
— Zobaczę Ojczulka-Pająka! Zobaczę Długonogiego Iksa!...
W chwilę potem powrócił miły staruszek i poprosił, abym przeszła za nim do bibljoteki. Byłam tak wzruszona, że nogi literalnie uginały się pode mną.
Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.