Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

godziny, zanim przyszedł twój doktór, aby zabrać mnie bez pardonu. Tak byłam nieprzytomna przez całą drogę na stację, że o mały włos nie wsiadłam do niewłaściwego pociągu. A i ty także niezupełnie byłeś przytomny — zapomniałeś poczęstować mnie herbatą. Ale jesteśmy oboje bardzo, bardzo szczęśliwi, prawda, Ojczulku? prawda, Jerry?
Przyjechałam do Wierzbinek już po północy. Jak bosko błyszczały gwiazdy na niebie! A dzisiaj z rana byłam już daleko na polach i łąkach z Colinem i zwiedziłam wszystkie miejsca, na których bywaliśmy, ty i ja razem, i przypomniałam sobie, co mówiłeś i jak wyglądałeś...
Las płonął cały brązem, a powietrze było kryształowo mroźne. Dziwnie unoszące powietrze — jak na skrzydłach. O, gdybyś mógł być tutaj i wbiedz na wszystkie szczyty wraz ze mną! Brak mi ciebie okrutnie, tęsknię za tobą, Jerry mój, ukochany! Ale tęsknota taka jest rozkoszna!... Będziemy wkrótce razem. Należymy wzajem do siebie, teraz już nazawsze i naprawdę, a nie tylko na niby. Nie wydaje ci się dziwnem, że i ja wreszcie mogę należeć do kogoś? Ach, jakie to cudowne, jakie boskie, jakie słodkie uczucie!
Nigdy nie pozwolę, abyś tego pożałował, nigdy, ani na jedną chwilę.

Twoja na wieki,
Aga.

P. S. Pierwszy to list miłosny, jaki kiedykolwiek napisałam. Czy nie zabawne, że wiedziałam jak?

KONIEC.