Zapomniał prawie
Iść za przykładem doświadczonych matek,
I uwić gniazdko dla dziatek.
Zabrał się wreszcie do dzieła
I, jak powinność wskazywała święta,
Karmił i pieścił swe małe pisklęta.
Tymczasem wiosna minęła,
Złocistym kłosem już błyszczało zboże,
A dziatwa jeszcze słaba i latać nie może.
Więc Skowronek w kłopocie, gdy nadszedł czas żniwa,
Tak do piskląt się odzywa:
«Lube dziateczki! ja na żer polecę:
Zostańcież tutaj na boskiej opiece,
I zważcie pilnie, gdy Rolnik w te strony
Nadejdzie z synem oglądać swe plony;
Wedle tego co powie o zbożu i żniwie,
Zostaniemy tu jeszcze, lub ujdziem szczęśliwie.»
Gdy Skowronek odleciał, po niedługiej chwili
Nadchodzi Rolnik z synem i tak rzecze:
«Już kłos dojrzały ku ziemi się chyli;
Kto żniwo zwlecze, temu plon uciecze:
Proś więc sąsiadów, niech jutro, na łanie,
Każdy nam z sierpem do pomocy stanie.»
Wraca Skowronek: dziatwa we łzach tonie.
«Pan rzekł, wołają, że jutro o świcie,
Sąsiedzi przyjdą żąć na tym zagonie.»
Skowronek na to: «Próżno się trwożycie;
Jeśli tylko tak mówił, to żniwa nie zacznie,
Strona:PL Jean de La Fontaine - Bajki.djvu/335
Ta strona została uwierzytelniona.