Tego na wiosnę lub w jesiennej porze
Zmuszą do Pińska jechać z interesem:
O co kto chce się założę,
Że wśród wybojów, błota i korzeni,
Biedak przepadnie z kretesem.
Nasz chłop, gdy konie ustały,
Rwie włosy z głowy, i z gniewu się pieni,
I klnie świat cały.
A że naówczas jeszcze w tej krainie
Bogom pogańskim stawiano świątynie,
Więc przyzywa Węża-Wiuna,
Czy też Perkuna.
«Pomóż mi, woła, gromowładny boże,
Ratuj wiernego Pińczuka!
— Najprzód sam sobie pomóż, bóg potem pomoże,
Zagrzmiał głos z poza chmury; narzekać nie sztuka:
Kto w biedzie, niechaj nie klnie, lecz ratunku szuka.
Weź topór, wyrąb pniaki i korzenie;
Usuń z drogi te kamienie;
Zgarnij z kół błoto; skończyłeś, człowiecze?
— Skończyłem, Pińczuk odrzecze.
— A więc teraz ci pomogę:
Palnij-no z bata — i w drogę!
— Co widzę? chłop zawoła, zniknęły zawady,
Wóz idzie jak po maśle; dzięki wam, bogowie!
— Twojej to pracy skutek, głos z za chmur odpowie:
Widzisz, że człek, gdy zechce, sam sobie da rady.»