Nie dziw, że gdy zła żonka zapały ostudzi,
Trzy czwarte ludzi
Żąda rozwodu, w łeb sobie strzela,
Lub... ma w domu przyjaciela.
Znałem jednego: poczciwy z kościami,
A musiał przecie, mimo gładkie lice,
Wygnać żonę sekutnicę.
Czy nie miał racyi, rozstrzygniecie sami.
Od świtu do wieczora rwetes jak we młynie:
Pan mąż niech wstaje o czwartej godzinie,
Pan mąż spać idzie z kurami,
Pan mąż o nic się nie troska,
Pan mąż siedzi, pan mąż leży.
A służące... Matko boska!
Z rana, ani trzech pacierzy
Nie wyszło, a wszystkie dziewki,
Ze spuchniętą chodząc twarzą,
Szeptem między sobą gwarzą,
Że z panią — to nie przelewki.
W końcu, mąż udręczony, pewnego poranka,
Swego pięknego szatanka
Odesłał na wieś. Jejmość u swej matki
Nie opływała w dostatki:
Trzeba było ze świtem wstawać do roboty,
Zamieść, gotować, w studni czerpać wodę,
Albo iść w pole, i pomimo słoty
Dla rozrywki paść gęsi i — niestety! — trzodę.
Wreszcie mąż, myśląc, że już poskromiona,
Strona:PL Jean de La Fontaine - Bajki.djvu/484
Ta strona została uwierzytelniona.