Lepiej w domu zaczekać, niż gonić po świecie.
Nakoniec stanął u celu.
Nowy cios: w opuszczoną gdy zaszedł świątynię,
Dowiedział się, że w tej porze
Fortuna bawi w Pekinie.
Więc znów popłynął na morze,
Do Chin przybywa i słyszy zdumiony,
Że pożegnała oddawna te strony
I odleciała gdzieś za oceany.
Pogonił za nią, smutny i znękany.
Już nawet fale morskie dźwigać go nie chciały;
I tyle tylko zyskał na podróży całej,
Że mu w stepach Ameryki
Indyanin mądry, choć dziki,
Ratując życie, szepnął pokryjomu,
Że wszędzie dobrze, a najlepiej w domu.
Usłuchał rady: wraca do ojczystych progów,
I ujrzawszy zdaleka swą zagrodę cichą,
Rzecze, płacząc radośnie: «Ach! olśniony pychą
Na cóż chciałem po świecie szukać obcych Bogów!
Nie złudzisz mnie, Fortuno; klnę się na mą duszę,
Że odtąd jednym krokiem z domu się nie ruszę.»
Tak poprzysiągłszy, i pełen wesela
Spieszy do chaty. Wtem, wytęża oko,
Patrzy: Fortuna siedzi u drzwi przyjaciela,
A przyjaciel... śpi głęboko.