Czy mnie kto urzekł?... może mi się zdaje...
Ale nie... patrz, zniosłem jaje!
— Jaje? — Masz, schowaj i nie mów nikomu,
Bo gdyby w mieście kwoką mnie nazwano,
Umarłbym chyba ze sromu.»
Uwierzyła, przyrzekła. Lecz nazajutrz rano
Już przysięgi nie pamięta,
I prosto z łóżka biegnie do sąsiadki:
— Wiesz, co się stało? — Nie wiem. — Matko święta!
Jakie to w świecie bywają przypadki!
Mój mąż... ale to sekret; nie mówże nikomu,
Bo jak mąż dowie się, to mnie obije,
I umarłabym ze sromu.
— Ale cóż przecie? — Mój mąż... ledwie żyję...
Sama widziałam, a oczom nie wierzę;
Mój mąż, dziś w nocy, zniósł... zniósł jaje kurze!
— Jaje? — Sama widziałam: jeszcze ciepłe, świeże;
Nie powtórzysz: czy słowo? — Słowo, nie powtórzę.»
Ledwie za próg wyszła żona
Pozbywszy się tajemnicy,
Sąsiadka już na ulicy;
Język ją świerzbi, pędzi jak szalona:
«Czy wiecie? sąsiad, tej nocy
Zniósł cztery jaja; nie mówcież nikomu.»
I tak, od domu do domu,
Jak kamień rzucony z procy,
Jak chyży lot błyskawicy,
Z ust do ust biegają wieści:
Strona:PL Jean de La Fontaine - Bajki.djvu/562
Ta strona została uwierzytelniona.