Mów, prędko. — W jednem, krótkiem usłyszysz ją słowie:
Miłość. — Prześliczny wyraz! — Więc ci się podoba?
— Bardzo; lecz powiedz, proszę, po czem słabość taką,
Można rozpoznać? co jest jej oznaką?
— Najprzód, uczuwasz smutek i płaczesz potrosze;
Lecz nawet królów rozkosze
Nie są tak błogie, jak owa tęsknica,
Jak te łzy, co bezwiednie spływają ci z lica.
Jeśli samotna błąkasz się po lesie,
Jeśli się w jasnym przeglądasz potoku,
Wnet czyjeś imię echo tobie niesie,
Twarz jakaś zjawia się twojemu oku;
Nie czas już wtedy uciec przed chorobą:
Wszędzie cię ściga to echo zwodnicze,
I zawsze widzisz przed sobą,
To wymarzone oblicze.
Potem, marzenie żywy kształt przybierze:
Gdy się na błoniu zgromadzą pasterze,
Spostrzeżesz nagle, że jeden z ich grona
To imię, twarz tę posiada;
I odtąd, drżąca i blada,
Wesoła, smutna, stęskniona,
Pragniesz go widzieć i unikasz razem;
Gdy się zbliża, doznajesz szczęścia i rozkoszy;
Gdy go niema, żal z lica rumieniec ci płoszy:
Wciąż jedynym a lubym pieszcząc się obrazem
Zapominasz o ludziach, o świecie, o niebie:
Nic nie widzisz, jak tylko jego, a z nim — siebie.
Strona:PL Jean de La Fontaine - Bajki.djvu/584
Ta strona została uwierzytelniona.