Strona:PL Jean de La Fontaine - Bajki.djvu/597

Ta strona została uwierzytelniona.

Niech lwy omija zdaleka.»
Strwożony treścią wyroku,
Ojciec swym domownikom nakazuje srogo:
Mieć syna ciągle na oku,
By za próg nie stąpił nogą
Aż do dwudziestego roku.
Lecz gdy mały chłopaczek wyrosł na młodziana,
Rwał się do świata, tęsknił, wzdychał w nocy, we dnie;
Pytał, za co go więżą? aż, pewnego rana,
Ktoś mu wyjawił groźną przepowiednię.
Wtedy, goryczą przejęty,
Młodzieniec pobiegł ku ścianie,
Gdzie na włóczkowym dywanie
Był lew z innemi zwierzęty.
«Potworze! krzyknął, więc tyś jest przyczyną,
Że moje młode dni w niewoli płyną!»
I lwa uderza dłonią zaciśnioną.
Alić gwóźdź ostry, sterczący z obicia,
Przeszył mu rękę, rozdarł tętna życia
I młodzian poszedł na wieczności łono.
Tak więc, mimo troskliwość i przezorność całą,
To go właśnie zgubiło, co ocalić miało.

Eschylos doznał podobnego losu.
Wyrocznia rzekła, iż zabić go może
Upadek domu. Usłuchał jej głosu,
Za miasto wyniósł swe łoże,
W pole, pod nieba lazury.