I z dwojga złego wybierając mniejsze,
Wraca do więźnia, i niby z ochoty,
Niby z przyjaźni, wziął się do roboty,
A że miał zęby od szpilek ostrzejsze
Wkrótce świętoszka wydobył z tartasu.
Wtem człek się zjawia: sprzymierzeńcy w nogi;
I Kotek (o losie srogi!)
Nie miał nawet tyle czasu,
Aby, przez wdzięczność, Szczura choć zadrapnąć.
W kilka dni, widząc że Szczur nos wyścibił z jamy,
Kot miał ochotę go capnąć.
«Chodźże, mój zbawco, rzecze, niech się uściskamy!
Czy sądzisz, żem zapomniał, iż me ocalenie
Tylko tobie zawdzięczam? — Kłaniam uniżenie,
Rzekł Szczur; a ty, czy sądzisz, żem zapomniał o tem,
Iż jesteś Kotem?
Schowaj zatem dla głupców wdzięczność i pazury,
Bom ja nie bity w ciemię, i w twoje przymierze
Nie wierzyłem i nie wierzę.»
Skończył, wziął nogi za pas i czmychnął do dziury.