Chociaż to, mówiąc nawiasem,
Liczą go między oszusty.
Łotr ten gdzieś w polu, za wsią, napadł Psa chudego,
I chwyciwszy go za kark, rzecze: «Stój, kolego;
Prawda, żeś trochę cienki, świecą ci się kości,
Ale żem bardzo głodny, zjem kawał waszmości.
— Jaśnie Panie! Pies krzyknie, masz słowo honoru,
Puść mnie na parę godzin... jestem z tego dworu:
Dziś, gdy hrabia sąsiadów przyjmuje wspaniale,
Niejeden kawał mięsa dostanę w podziale;
A przy takim tartasie, jak do kuchni wpadnę,
Dla waszej ekscelencyi parę szynek skradnę
I przyniosę w to miejsce, jak tylko się zmroczy.
— Ależ pewno? — Ach, pewno! jam zawsze ochoczy
Służyć wam, zacni wilcy. — Idź więc, ja zaczekam;
Lecz jak nic nie przyniesiesz, to cię zjem! — Przyrzekam!»
Drapnął Pies, słońce zaszło i noc świat pokryła,
Goście się rozjechali, uczta się skończyła,
Państwo spać się pokładli, światła pogaszono,
Już nawet i brytany z łańcuchów spuszczono,
A z głupia frant Chudeusz nie wraca z szynkami,
A wilk czeka i czeka, i zgrzyta zębami.
Zniecierpliwiony wreszcie idzie ku dworowi,
Gotów Psa zdusić, jak szynek nie złowi;
Lecz ten, z poza parkanu ujrzawszy go, wrzaśnie:
«Dam ja tu tobie szynki, aż ci we łbie trzaśnie!
— A pójdziesz ty do lasa! Bryś kundel zawoła.
Strona:PL Jean de La Fontaine - Bajki.djvu/671
Ta strona została uwierzytelniona.