— Może chora? Ej, gdzie tam! ale patrz, rzecz nowa:
Przy niej całe stado myszy!
— Może się mylisz? to chyba zajączki?
— Ale myszy, powiadam: okrągłe jak pączki;
Jest to jakiś rodzaj nowy
Bo nóg wcale nie mają. — Może dzieci Sowy?
— Myszy! — Może z umysłu nóg są pozbawione?
— Żartujesz, głupi! — Ale żart na stronę:
Zapewne ta hultajka łowi je po lesie,
A potem (co za koncept djabelski, zuchwały),
Do jamy biedne jak zniesie,
Nogi im pougryza, by nie uciekały,
Wykarmi, i potem zjada!
— Jakiejże kary godna tak piekielna zdrada!...
— Ot właśnie jedna Myszka, widzę, dość otyła,
Tylko co łepek straciła,
Jeszcze nawet jej uszko widać z dzioba Sowie.
— Godziż się, godzi, karku nakręcić Jejmości!»
Na to Sowa im rzecze: «O, moi panowie,
Śmiać mi się też chce z waszej troskliwości!
Ja te Myszki tak kocham, jak me własne dziatki,
I lepiejby nie miały u rodzonej matki,
Opływają we wszystko: żeby im dogodzić,
Nieraz się sama muszę trudzić, głodzić...
— Ale je potem zjadasz! — I cóż ztąd że zjadam,
A czemżebym ja żyła? — To mi śliczna Madam!»
Rzekli razem oburzeni
Pan Ekonom i Gajowy;
Strona:PL Jean de La Fontaine - Bajki.djvu/787
Ta strona została uwierzytelniona.