Wargi miał grube, nos krzywy,
Słowem, niedźwiadek prawdziwy.
Na barkach skóra, na nogach sandały,
Na biodrach pas z sitowia, oto ubiór cały.
W owym to czasie, Senat dumnej Romy,
Zaborczy, chciwy, łakomy,
We wszystkie świata ówczesnego strony
Na łup wyprawiał legiony,
I w każdy kątek ujarzmionej ziemi
Sięgał dłońmi drapieżnemi.
Ów Wieśniak, z naddunajskich siół wysłany zatem
Jako poseł do Rzymu, stanął przed Senatem,
I tak rzekł: «O wy wszyscy, którzy mię słuchacie,
Rzymianie, wielki Senacie!
Błagam, niech mi swej łaski użyczą Bogowie,
Abym nie wyrzekł w tej mowie
Słowa, godnego nagany.
Bo bez opieki Bogów, umysł obłąkany,
Złe tylko pełnić zdolny i bezprawia,
Ich nawet wolę gwałci, depcze i zniesławia.
Myśmy tego świadectwem, mówię bez bojaźni,
My, ofiary chciwości rzymskiej i ciemięztwa;
Rzym, raczej dla win naszych, niż przez swe zwycięztwa,
Jest narzędziem naszej kaźni.
Zmienny jest Los, a tajne Przeznaczenia drogi:
Pomnijcie, o Rzymianie, że potężne Bogi
Na wasz kraj zesłać mogą łzy nasze i nędzę;
Może kiedyś, za karę, ich wyrok surowy
Strona:PL Jean de La Fontaine - Bajki.djvu/790
Ta strona została uwierzytelniona.