Napróżno żyzna gleba się wysila,
Aby ich nasycić złotem.
Odwołajcie pretorów; zastąpcie innemi:
Dla tych nikt nie chce już uprawiać ziemi;
Kto żyw, rozpaczą przejęty
Rzuca sioło, rodzinę, ucieka w pustynię,
I z drapieżnemi zwierzęty
Podziemne dzieli jaskinie.
Nad losem dzieci każdy ojciec płacze;
O hańbo! nawet pożąda ich zgonu:
Nie chce, by z synów wyrośli siepacze
Wpośród rzymskiego legionu.
Odwołajcie pretorów: cóż nam wskazać mogą?
Czego nauczyć? Przekupstwa i zdzierstwa,
Występku, gwałtu, morderstwa.
Ledwie przez bramy Rzymu przestąpiłem nogą,
Te zbrodnie, na każdym kroku
Zjawiły się memu oku.
Gdy nie sypiesz podarków, purpury i złota,
Minie cię sprawiedliwość; tysiączne odwłoki
Krępują prawo i jego wyroki:
Gdzież prawość, sumienie, cnota?
Pewnie ta śmiała mowa budzi niechęć waszą.
Kończę więc. Szczerą skargę niechaj śmierć ukarze.
Otom jest: przed ofiarne wiedźcie mię ołtarze;
Mnie męczarnie nie zastraszą.»
To rzekłszy, pada na twarz; a Senat zdumiony,
Uwielbia jego męztwo, hart duszy, prostotę,
Strona:PL Jean de La Fontaine - Bajki.djvu/794
Ta strona została uwierzytelniona.