Lecz dzisiaj w ciemnéj swéj sukience,
W swych lat czternastu niewinności,
Pełna nieziemskiéj promienności,
Spojrzenie miała tak dziecięce,
I była taka lekka, wiotka,
Niby konwalii biały kwiatek;
Przejrzysta, jak śniegowy płatek,
A jak gołąbka — dobra, słodka.
Zdawało mi się, że ją zdmuchną
Wichry za pierwszym swym powiewem,
Lub, że przed lada burzy gniewem
W chmurkę zamieni się leciuchną
I w dal błękitną gdzieś odpłynie,
Aby w słonecznych zginąć blaskach,
Jak te Aniołki na obrazkach,
O których gwarzy baśń dziecinie.
Najmłodsza w domu, ukochana,
Miała śmiech srebrny szczęścia dzieci
I szczebiot, co wesele nieci,
Jakby ptaszęca pieśń wiośniana.
Dom cały jaśniał jéj uśmiechem
I rozpromieniał się spojrzeniem,
Była w nim Niebios przypomnieniem,
A głos jéj pień anielskich echem.
Strona:PL Jeden z wielu (Trzeszczkowska) 32.jpg
Ta strona została przepisana.