Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 051.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

chylony był od zenitu o 6° ku wschodowi i 2° ku północy; znajdowaliśmy się zatem pod 6° zachodniej długości i 2° pd. szerokości księżycowej, to znaczy na krańcu Sinus Medii, obok krateru Mosting. Co do tego nie mogło być wątpliwości; pomiary były bardzo dokładne.
Postanowiliśmy tedy ruszyć dalej, nie zmieniając kierunku.
Jużeśmy mieli puścić się w drogę, gdy wtem Varadol zawołał:
— A nasza armata! zostawiliśmy armatę!
Istotnie, teraz dopiero przypomnieliśmy sobie, że armata nasza, jedyny i ostatni środek porozumienia się z mieszkańcami Ziemi, została wraz z nabojem i kulą przy grobie O’Tamora. Śmierć jego i pogrzeb tak nas w chwili wyruszenia oszołomiły, że zapomnieliśmy zabrać ze sobą tak cennej dla nas armaty. Była to strata niepowetowana, a tem dotkliwsza, że po zerwaniu telegraficznego połączenia, to była ostatnia nić, która nas wiązała z Ziemią. Uczuliśmy się nagle tak bezbrzeżnie osamotnionymi, jak gdybyśmy się o setki kilometrów oddalili w tej chwili znów od globu, który jest już od nas o setki tysięcy kilometrów oddalony.
Pierwszą myślą naszą było wrócić i zabrać zostawioną armatę. Obstawał przytem zwłaszcza Woodbell, utrzymując, że musimy się porozumieć z Ziemią, aby powstrzymano dalsze zamierzone wyprawy, póki nie damy znać, żeśmy znaleźli tutaj warunki do życia.
— Jeśli my mamy zginąć — mówił — po cóż mają ginąć jeszcze i inni. Wszak wiecie, że tam na Ziemi bracia Remogner są gotowi do drogi. Oczekują od nas wieści telegraficznej, ale nasz aparat nie funkcjonuje. Trzeba ich powstrzymać — przynajmniej do czasu.
Jednakże nie łatwo było wrócić. Przedewszystkiem wobec