Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 081.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Teatr dla olbrzymów, dla potwornych kościotrupich olbrzymów. Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby te stoki zasnuły się nagle tłumem ogromnych kościotrupów, zwolna w świetle Ziemi idących i zajmujących miejsca widzów. Olbrzymie czaszki tych, którzyby zasiedli najwyżej, bieliłyby się na tle czarnego nieba, wśród gwiazd. Zdaje mi się, że to wszystko widzę. Kościotrupy gigantów siedzą i tak mówią do siebie: »Która godzina? Jest już północ; Ziemia, nasz wielki i jasny zegar, stoi w pełni na niebie, — pora zaczynać«. — A potem do nas. »Pora zaczynać, umierajcie zatem; patrzymy«...
Dreszcz mnie przechodzi.

Palus Putredinis, na dnie szczeliny δ, 7°36’ z. dł., 26° pn. szer. księż. Druga doba, 62 g. po pn.

Stało się zatem. Jesteśmy skazani na śmierć, zgoła bez nadziei ocalenia. Wiemy o tem od sześćdziesięciu godzin; to dość czasu, aby się z tą myślą oswoić. A jednak — ta śmierć...
Spokoju, spokoju, wszak to do niczego nie prowadzi. Trzeba się zgodzić z tem, co jest nieuchronne. Zresztą nie jest to przecież dla nas czemś niespodziewanem; wybierając się w tę podróż — jeszcze tam, na Ziemi — widzieliśmy, że się na śmierć narażamy. Ale czemuż ta śmierć nie spadła na nas nagle, jak piorun, czemu pojawiła się przed nami i zbliża się tak powoli, że możemy każdy jej krok obliczyć, że wiemy, kiedy pocznie nas chwytać za gardła zimną dłonią i dusić...
Tak, dusić. Udusimy się wszyscy. Zapas zgęszczonego powietrza wystarczy nam przy największej oszczędności zaledwie na trzysta godzin. A potem... No cóż, trzeba się zawczasu przygotować na to, co będzie potem... Przez trzysta godzin jeszcze będzie wszystko tak, jak dotąd. Będziemy oddychali, je-