Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 082.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dli, spali, poruszali się... W ciągu tego czasu wypróżni się ostatni zbiornik zgęszczonego powietrza, jedyny, jaki nam pozostał. Za trzysta godzin — to będzie księżycowe popołudnie... Słońce będzie stało jeszcze dość wysoko. Będzie jasno i ciepło, — nawet gorąco, może za gorąco. Przez jakiś czas, kilka godzin, będzie wszystko jeszcze w porządku. Po tem zaczniemy powoli odczuwać jakąś ociężałość, szum w głowie, bicie serca... Atmosfera naszego wozu, nie odświeżana tlenem, którego nam już braknie, będzie przepełniona wydychanym przez nas kwasem węglowym. Teraz usuwamy go sztucznie, ale wtenczas pocóż go będzie usuwać, kiedy nie będziemy mieli tlenu, aby go nim zastąpić? Zaczniemy się tedy zatruwać tym kwasem węglowym. Uderzenie krwi, ociężałość, duszność, senność... Tak, senność, nieprzezwyciężona senność. Położymy się na hamakach, oczekując śmierci: Marta wychyli się zapewne ze swego hamaku i oprze głowę na piersi Tomasza jak zwykle... Potem zaczniemy śnić... Ziemia, rodzinne kraje, łąki, powietrze — oh! dużo, dużo powietrza, całe ogromne, błękitne, czyste morze! A we śnie dusząca, straszna zmora tu na piersiach; zdaje mi się, że ją już czuję! ugniata żebra, dławi za gardło, ściska serce. Przestrach ogarnia. Chciałoby się ją otrząść, powstać, uciekać... Wreszcie sny się skończą. Na Księżycu, śród niezmiernej płaszczyzny Mare Imbrium będą cztery trupy w zamkniętym wozie.
Nie! albo nie tak! W chwili, kiedy nam braknie świeżego powietrza, otworzymy drzwi wozu — na oścież. Jedna sekunda i będziemy się znajdowali w próżni. Krew tryśnie ustami, uszami, oczyma, nosem; kilka kurczowych, rozpaczliwych ruchów klatką piersiową, kilka wściekłych uderzeń serca i — koniec.
Po co ja piszę to wszystko? — po co ja piszę wogóle? Przecież to nie ma sensu ani celu. Za trzysta godzin umrę.