Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 113.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czne ruiny; z czarnego jeziora cieniu wyskakiwały tajemniczo, jak zjawione duchy. Przeszedł mnie dreszcz nieokreślony.
Varadol wzruszył ramionami i mruknął:
— Tak, to istotnie podobne do zwalisk, te skały... Ale przecież tu nigdy nie było żywej istoty.
— Kto to wie, — odpowiedział Tomasz. — Dzisiaj ta strona Księżyca nie ma powietrza ani wody, ale mogła je mieć niegdyś przed wiekami, przed tysiącami wieków, kiedy glob księżycowy szybciej się jeszcze obracał i Ziemia wschodziła i zachodziła na jego niebie...
— To możliwe, — szepnąłem w zamyśleniu.
— Nie spotkaliśmy nigdzie śladów erozji, a to dowodzi, że tu nigdy wody nie było; to zaś świadczy o braku powietrza, a więc i życia, — odezwał się Piotr.
Woodbell uśmiechnął sie i wyciągnął rękę, wskazując grunt pod naszym wozem:
— A ten piasek? a Trzy Głowy, któreśmy minęli niedawno? Wszak wyglądały, jak szczątek góry wodą rozmytej. Nie można twierdzić, że tu wody nigdy nie było. Może tylko odwieczne działanie mrozu i żaru słońca zatarło i zniweczyło to, co ona zbudowała...
Przez chwilę panowało wśród nas głuche milczenie; potem Woodbell rzekł nagle:
— Zdaje mi się, że mamy przed sobą najciekawszą zagadkę, jakąśmy mogli spotkać na Księżycu. Trzeba ją rozwiązać.
— Jak to rozumiesz? — spytałem.
— Ano, podjedziemy ku tym gruzom i zwiedzimy je...
Nie wiem dlaczego, mróz mnie przeszedł po kościach; nie był to strach, ale coś, co było do niego bardzo podobne. Te zwaliska — gmachów, czy też skał, — wyglądały jak białe trupy na niezmierzonej pustyni.