Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 138.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nawidzić Varadola... A ona siedzi spokojna, zapatrzona w twarz umierającego kochanka...
Woodbell nie chce umierać; tak rozpaczliwie broni się śmierci. Co chwilę, zdaje się na przekór własnym myślom, opowiada, że będzie żył i każe nam przyświadczać. Przyświadczamy nieszczerze; jedna Marta kiwa głową z głębokiem przekonaniem i powtarza nizkim, śpiewnym głosem: »Tak, ty będziesz żył... ty mój...« Przytem oczy zachodzą jej jakąś mgłą rozkoszy i upojenia... Czyż ona może się naprawdę łudzić, że ten wyschnięty trup bez sił, bez kropli krwi w żyłach może żyć?
A jednak cóżbym dał za to, aby żył!
W południe nie zatrzymywaliśmy się. Przedewszystkiem upał nie był tak wielki, jak poprzednich dni, a to z powodu znacznej szerokości księżycowej; powtóre ze względu na Tomasza zależy nam nadzwyczajnie na pośpiechu. — Zrobiliśmy też już moc drogi od chwili wyruszenia z pod stoków Platona. Jesteśmy już w połowie Poprzecznej Doliny; przed zachodem powinniśmy dobić do Morza Mrozów.
Około południa, minąwszy drobne, na płaszczyźnie rozsiane cyple skalne, znaleźliśmy się nagle u szerokiego ujścia doliny. Pionowa ściana Alp załamuje się tu i cofa ku wschodowi, przerwana gardzielą olbrzymiego wąwozu. Płaszczyzna Mare Imbrium zachodzi tutaj szerokiem półkolem, zwężając się ku właściwej dolinie, zawalonej u wstępu upłazem, nieco naprzód kolisto występującym, jakby olbrzymiem piętrem skalnem, na kilkaset metrów wysokiem. Po drugiej stronie owego półkola jak słupiec bramy sterczy majestatycznie Mont Blanc księżycowy o wierzchołku wzniesionym cztery tysiące metrów bez mała nad okoliczną równinę.
Zawahaliśmy się chwilę, nimeśmy wjechali w dolinę. Przestraszyło nas owe piętro. Jeśli takich spotkamy po drodze wię-