Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 151.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wzięli, jako niewolnicy, których na chwilę puszczono, aby mieli dzień ciszy i spokoju, nim powrócą do kaźni i łańcuchów.
Dobry jest On, dobry jest Przedwieczny, Niewymawialny i Niepojęty, który uczynił dzień ciszy wśród walk i utrapienia...
W Nim jest źródło i ujście wszechrzeczy, w Nim są roztopione dusze tych, co walkę już skończyły, powracając w miejsce, skąd wyszły przed wiekami...
O Słońce, boże jasny, ty idziesz pod stopy Jego, a w smutku pozostają tu nasze roztęsknione oczy.

Woodbell słuchał i zdawał się zasypiać. Nagle rozwarł oczy:
— Marta! O’Tamor umarł?
— Umarł.
— Remognerzy umarli?
— Umarli.
— Ja umrę także...
— Nie. Ty będziesz żył — odpowiedziała znowu z tem dziwnem, głębokiem przeświadczeniem.
— A tak... — szepnął chory — ale co mnie z tego...
Na chwilę zapanowało milczenie. — Selena wspięła się przedniemi łapami na hamak i lizała jego zwieszoną dłoń. On spojrzał i zrobił ruch ręką, jakby chciał pogłaskać wierne zwierzę, ale widocznie sił mu już brakowało...
— Moja, moja suka... — szepnął tylko.
Potem powiedział, że chce popatrzyć na Ziemię. Zwróciliśmy go tak, aby ją mógł widzieć. Stała właśnie w kwadrze ponad skałami od południa. Patrzył długo, wyciągając ręce z ogromną tęsknotą ku temu jaśniejącemu na niebie półkręgowi, przez który przesuwał się właśnie zwolna cień Oceanu Indyjskiego, z jasnym, wgłębiającym się weń trójkątem Indyj.